Bardzoby jej to pomogło. I mnie to pomogło w czasie, gdy nie lubiłam imienia Ania.
— Józia Pay będzie zupełnie taka sama, gdy się zestarzeje, — rzekła Diana. — Matka Józi i ciotka Atosa są kuzynkami. O Boże, cieszę się, że to już minęło. Jest ona taka złośliwa, że zaraża tem wszystko i wszystkich. Ojciec opowiada o niej taką komiczną historję. Kiedyś mieli w Spencervale pastora, który był człowiekiem bardzo dobrym i mądrym, ale trochę głuchawym. Zwykłej rozmowy wogóle nie słyszał. Otóż w wieczory niedzielne odbywały się zebrania modlitewne, a każdy z parafjan kolejno wstawał i wygłaszał modlitwę lub wypowiadał kilka słów w związku z jakimś wersetem biblijnym. Pewnego wieczora zerwała się ciotka Atosa. Nie wygłosiła ani modlitwy, ani kazania, lecz poczęła oczerniać wszystkich ludzi w kościele, wymieniając ich po nazwisku i wyliczając wszystkie spory i skandale z ostatnich dziesięciu lat. Zakończyła tem, że kościół w Spencervale nie podoba się jej i że nigdy już nie przekroczy jego progu. Wyraziła też nadzieję, że spadnie nań okropne przekleństwo. Potem usiadła bez tchu, a pastor, który nie usłyszał ani słowa z jej przemówienia, rzekł natychmiast pobożnym głosem: „Amen! Niechaj Pan spełni modlitwę naszej siostry!“ Gdybyś słyszała, jak ojciec opowiada tę historję!...
— Jeżeli już mówimy o historjach, Diano, — rzekła Ania znaczącym, poufnym tonem, — czy wiesz, zastanawiałam się ostatnio nad tem, czy nie mogłabym napisać jakiejś krótkiej historyjki — historyjki, któraby się nadała do druku.
— Naturalnie, że mogłabyś, — rzekła Diana. — W naszym Klubie Powieściowym[1] przed laty pisywałaś przecież tak zajmujące opowiadania!
- ↑ Patrz „Ania z Zielonego Wzgórza“. P. t.