Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

łego ognia na kominku, radosnych oczu ciotki Jakóbiny, trzech kotów, gwarnej rozmowy dziewcząt, miłych wieczorów piątkowych, gdy schodzili się koledzy uniwersyteccy na wesołą i poważną pogawędkę.
Ania była samotna; Diana przez całe święta zamknięta była w domu, gdyż chorowała na bronchit. Nie mogła odwiedzać Zielonego Wzgórza, a rzadko tylko mogła Ania chodzić do niej, gdyż stara droga przez Las Duchów była wskutek zawieruch nie do przebycia, a długa droga po zamarzłem Jeziorze Lśniących Wód nie była o wiele lepsza.
Ruby Gillis spała na spowitym w biały całun cmentarzu; Janka Andrews prowadziła szkołę w prerjach zachodnich. Gilbert był coprawda ciągle jeszcze wierny i prawie co wieczór przychodził na Zielone Wzgórze. Ale odwiedziny Gilberta nie były tem, czem były niegdyś. Ania niemal się ich obawiała. Czuła się zakłopotana, gdy nagle wśród milczenia podniosła wzrok i spostrzegała oczy Gilberta utkwione w niej, z dziwnym wyrazem w ich poważnych głębinach. A bardziej jeszcze wytrącało ją z równowagi to, że często przyłapywała się sama na tem, jak pod jego spojrzeniem czerwieniła się nagle, zupełnie jakgdyby, zupełnie jakgdyby... było to bardzo kłopotliwe! Ania pragnęła powrócić do „Ustronia Patty“, gdzie stale był ktoś jeszcze, aby ratować ją z tej przykrej sytuacji. Na Zielonem Wzgórzu Maryla, gdy tylko przychodził Gilbert, szła natychmiast do pani Linde i upierała się, aby zabrać bliźnięta. Przyczyna była jasna, a Ania wpadała z tego powodu w bezsilną wściekłość.
Tadzio czuł się jednak bez zastrzeżeń szczęśliwy. Rozkoszował się swoją swobodą, wybiegając rano z domu i odgarniając łopatą śnieg ze ścieżek. Objadał się przygotowanemi na Boże Narodzenie smakołykami, których