Życie w Avonlea było tego lata bardzo miłe, chociaż Ania często wśród radości wakacyjnej doznawała wrażenia, że utraciła coś, co właściwie powinnoby tu być. Nie chciała przyznać, nawet w najintymniejszych myślach, że powodem tego uczucia była nieobecność Gilberta. Ale gdy musiała sama wracać do domu z zebrań kościelnych lub z burzliwych posiedzeń K. M. A., podczas gdy Diana z Alfredem i inne wesołe pary przechadzały się o zmroku po opromienionym światłem gwiazd gościńcu, doznawała w sercu dziwnego bólu osamotnienia, którego sobie nie umiała wytłumaczyć. Gilbert nie pisał do niej nawet, co przecież — jak sądziła — powinien był robić. Wiedziała, że od czasu do czasu pisywał do Diany, ale nie chciała jej o niego wypytywać, zaś Diana, która sądziła, że Ania otrzymuje od niego wiadomości, sama przez się o niczem jej nie informowała. Matka Gilberta, wesoła, szczera i serdeczna pani, nie posiadająca jednak za wiele taktu, miała zwyczaj wprawiać Anię w zakłopotanie, pytając ją zawsze w obecności gromadki młodzieży i zawsze głośno, czy miała ostatnio wiadomości od Gilberta. Biedna Ania mogła się tylko rumienić straszliwie i mruczeć: „Niezupełnie ostatnio“, co wszyscy, nie pomijając i samej pani Blythe, uważali za zwykłą wstydliwość dziewczęcą.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXIII.
Jasio nie może odnaleźć Ludku Skalnego.