Następny tydzień minął szybko, pod natłokiem niezliczonych „ostatnich spraw“, jak je Ania nazywała. Trzeba było składać i przyjmować wizyty pożegnalne, miłe lub niemiłe, zależnie od tego, czy goście lub odwiedzani odnosili się do nadziei Ani życzliwie, czy też uważali, iż pyszni się zanadto spodziewanym wyjazdem do uniwersytetu i poczytywali sobie za obowiązek „przykrócić jej cugli“.
K. M. A.[1] urządziło wieczorową zabawę pożegnalną na cześć Ani i Gilberta w domu Józi Pay; miejsce to wybrano z jednej strony dlatego, że dom pana Pay był bardzo obszerny i wygodny, z drugiej strony, ponieważ obawiano się, że córki pana Pay nie chciałyby wziąć w zabawie udziału, gdyby nie zgodzono się na zaofiarowane przez nie miejsce uroczystości. Był to bardzo miły wieczór, zwłaszcza, że panny Pay zachowały się uprzejmie, nie mówiąc ani czyniąc niczego, co mogłoby zepsuć harmonję zabawy, co nie zgadzało się z ich nawyknieniami. Józia była niezwykle uprzejma, tak dalece, że rzekła nawet wyrozumiale do Ani:
— Wcale ci nieźle w nowej sukni, Aniu. Rzeczywiście, wyglądasz w niej prawie ładnie.
- ↑ Koło Miłośników Avonlea (por. „Ania z Avonlea“). P. t.