Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

tem obaj tak przejęci, że poprostu płakałam nad nimi, ryczałam. Ale wiedziałam, że na całym świecie istnieje tylko jeden mężczyzna, za którego mogłabym wyjść. Raz przynajmniej potrafiłam się zdobyć na decyzję, a przyszło mi to rzeczywiście łatwo.
— Czy sądzisz, że potrafisz też wytrwać w tem nadal?
— W decydowaniu się? Nie wiem, ale Jaś dał mi wspaniałą receptę. Powiada, że gdy znowu będę niezdecydowana, co robić, mam sobie życzyć, aby to było zrobione, gdy będę miała osiemdziesiąt lat. Ale Jaś sam umie się bardzo szybko decydować, byłoby więc źle, gdyby w jednym domu było pod tym względem za wiele zdolności.
— Co powiedzą twoi rodzice?
— Ojciec niewiele powie. Uważa on wszystko, co czynię, za słuszne. Ale matka będzie mówiła. O, język jej będzie tak samo byrnowski, jak jej nos. Ale ostatecznie wszystko się jednak ułoży.
— Będziesz musiała po ślubie z panem Blake zrezygnować z wielu drobnostek, które dotychczas miałaś, Filo.
— Ale będę miała jego. Nie będę żałowała innych rzeczy. Od czerwca za rok weźmiemy ślub. Jaś obsolwuje tej wiosny w St. Columba. Potem weźmie mały kościół misyjny na ulicy Petersona w ubogiej dzielnicy. Wyobraź sobie mnie w ubogiej dzielnicy miasta! Ale poszłabym z nim nawet na lodowe góry Grenlandji.
— I to mówi dziewczyna, która powiadała zawsze, że nie poślubi mężczyzny, któryby nie był bogaty! — rzekła Ania do młodej sosny.
— O, nie wyrzucaj mi błędów młodości! W ubóstwie będę tak samo wesoła, jak byłam za czasów bogactwa. Przekonasz się. Nauczę się gotować i przerabiać suknie. Zakupów nauczyłam się już, odkąd zamieszkałam w „Ustroniu Patty“, a kiedyś przez całe lato uczyłam w szkółce