Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

się, że zawsze tak będzie. Ale stosunek nasz nie może pozostać zupełnie bez zmiany. Będziesz miała teraz inne interesy, a ja pozostanę niejako na uboczu. Ale „takie jest życie“, jak powiada pani Linde. Pani Linde dała ci jedną ze swych pięknych haftowanych kołder. Powiada, że i mnie da kołdrę, gdy wyjdę zamąż.
— Najgorsze w twoim ślubie będzie to, że nie będę mogła być twoją druchną, — użaliła się Diana.
— W czerwcu będę druchną Fili, gdy wyjdzie za pana Blake, a potem dość. Bo znasz przecież przysłowie: „Trzy razy druchna — nigdy panna młoda“, — rzekła Ania. — Oto idzie pastor, Diano.
— O Aniu, — szepnęła nagle Diana, blednąc i dygocząc. — O Aniu... Jestem tak podniecona... Nie mogę w ten sposób przejść przez salę... Aniu, wiem, że zemdleję...
— Jeżeli to zrobisz, zaniosę cię do cysterny z deszczówką i zanurzę cię w niej, — oświadczyła Ania niemiłosiernie. — Opanuj się, moja droga. Małżeństwo nie może być rzeczą tak straszną, jeżeli tyle ludzi przeżyło tę ceremonję. Patrz, jak chłodna i opanowana jestem ja — i bierz ze mnie przykład!
— Zaczekaj, aż przyjdzie twoja kolej, moja Aniu. O, Aniu, słyszę, że ojciec wchodzi po schodach. Podaj mi bukiet. Czy welon mój w porządku? Czy jestem bardzo blada?
— Wyglądasz czarująco. Słodka Diano, pocałuj mię po raz ostatni na pożegnanie. Diana Barry nigdy mnie już nie pocałuje.
— Ale Diana Wright! Mama mnie woła, chodź!
Według starodawnego zwyczaju, zeszła Ania w tłumie pod ramię z Gilbertem do salonu. Spotkali się nagórze na schodach po raz pierwszy od opuszczenia King-