że czarująco słodka. W istocie były bardzo serdeczną parą. Ale mimo to znajomość ich nie dojrzała do przyjaźni. Widocznie Krystyna nie była pokrewną duszą.
— Czy zostaniesz przez całe lato w Avonlea? — zapytał Gilbert.
— Nie, w przyszłym tygodniu jadę do Valley Road. Elżunia Haythorne prosiła, żebym ją tam zastąpiła w szkole. Mają tam kurs letni, a Elżunia czuje się niezdrowa. Zastąpię ją więc. Pod jednym względem jest mi to nawet miłe. Zaczynam się teraz czuć w Avonlea trochę obco. Przykre to dla mnie, ale tak jest. Połowa moich dawnych wychowanków to teraz ludzie dorośli. Sprawia to, że czuję się niezmiernie stara na tych miejscach, gdzie ty i ja i nasi koledzy szkolni bawiliśmy się dawniej.
Ania roześmiała się i westchnęła. Czuła się bardzo stara i dojrzała i mądra, co dowodziło, jak była młoda. Powiadała sobie sama, że było jej bardzo tęskno za owemi dawnemi, radosnemi dniami, gdy na życie spoglądało się przez różową mgłę nadziei i złudzeń, gdy posiadało ono coś nieokreślonego, co przeminęło na zawsze. Gdzie były teraz dawne rojenia?
— Tak zmienia się świat, — rzekł Gilbert praktycznie i nieco nieprzytomnie.
Ania była ciekawa, czy myślał o Krystynie. O, bardzo teraz będzie samotnie w Avonlea, gdy Diana odeszła!
Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.