— A jak to przyjął William Obadiah? — zapytała Ania.
— O, wściekał się trochę. Ale teraz chodzi do jednej chudej starej panny w Millersville, i zdaje mi się, że ona go niedługo weźmie. Będzie dla niego lepszą żoną, niż jego pierwsza. W. O. nie chciał się z nią właściwie żenić. Oświadczył się jej, bo ojciec jego tego chciał, ale spodziewał się z pewnością, że ona powie „nie“. A tymczasem — niech pani uważa — ona powiedziała „tak“! I to było przykre położenie. Wio, czarna kobyło! Była wielką gospodynią, ale okropnie ordynarna. Ten sam kapelusz nosiła osiemnaście lat. Potem sprawiła sobie nowy, a gdy W. O. spotkał ją na gościńcu, nie poznał jej. Wio, czarna kobyło! Czuję, że mi się z tą sprawą udało. Mogłabym wyjść za niego i być bardzo nieszczęśliwą, jak moja biedna kuzynka Joanna. Joanna wyszła za bogatego człowieka, którego jednak nie kochała. I życie ma gorsze niż pies. W zeszłym tygodniu odwiedziła mnie i powiada: „Ameljo Skinner, powiada, zazdroszczę ci. Wolałabym żyć w małej lepiance przy drodze z mężem, któregobym trochę mogła kochać, niż w moim wielkim domu z tym, którego mam“. Mąż Joanny nie jest taki zły, chociaż taki z niego pedant, że nosi futro w największy nawet upał. Jedyny sposób na niego, gdy się chce, żeby coś zrobił, to namawiać go, żeby zrobił akurat coś przeciwnego. Ale gdy niema miłości, któraby łagodziła wszystko, kiepskie to małżeństwo. Wio, czarna kobyło! Oto posiadłość Janiny w dolinie — nazywa ją „Zacisze“. Bardzo malownicza, prawda? Myślę, że będzie pani bardzo rada wydostać się z tego wozu i z pomiędzy worków, które uciskają panią ze wszystkich stron.
— Owszem, ale przejażdżka z panią była mi bardzo miła, — rzekła Ania szczerze.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.