Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/244

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pani Douglas nie żyje, — rzekła znużonym głosem. — Umarła zaraz po mojem przybyciu. Raz jeszcze przemówiła do mnie: „Spodziewam się, że wyjdziesz teraz za Jana“, rzekła. Zraniło mi to serce, Aniu. Pomyśleć, że rodzona matka Jana sądziła, że przez nią nie chciałam wyjść za niego! Nie mogłam jej odpowiedzieć ani słowa, gdyż w pokoju były obce kobiety. Czułam się szczęśliwa, że Jana nie było.
Janina rozpłakała się rozpaczliwie. Ania ugotowała jej herbaty imbierowej. Później dopiero odkryła Ania, że zamiast imbieru użyła białego pieprzu, ale Janina nie poczuła różnicy.
Wieczorem po pogrzebie Janina i Ania siedziały na stopniach przed domem, przypatrując się zachodowi słońca. Janina nosiła swoją brzydką, czarną suknię i wyglądała bardzo źle; oczy i nos miała czerwone od płaczu. Mówiły mało, gdyż Janina brała widocznie Ani za złe wysiłki, aby ją rozweselić. Wolała poprostu odczuwać ból.
Nagle wrota otworzyły się i Jan Douglas wszedł do ogrodu. Szedł prosto ku nim przez zagon geranij. Janina wstała. Ania uczyniła to samo. Ania była zgrabną dziewczyną i nosiła białą suknię, ale Jan Douglas nie widział tego.
— Janino, — rzekł, — czy chcesz zostać moją żoną?
Słowa te zabrzmiały, jakby potrzebowały dwudziestu lat, by zostać wypowiedziane, a teraz musiały być wygłoszone, zanim padnie jakiekolwiek inne słowo.
Twarz Janiny była tak czerwona od płaczu, że nie mogła bardziej poczerwienieć.
— Dlaczego nie zapytałeś mnie o to dawniej? — rzekła wolno.
— Nie mogłem. Wymogła na mnie przyrzeczenie, że tego nie uczynię... matka wymogła na mnie to przyrzecze-