Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

— Owszem, moja droga. Jeżeli nauczyłyście się śmiać z rzeczy, z których należy się śmiać, a nie z tych, z których się śmiać nie wolno, to zdobyłyście mądrość i rozsądek.
— Co ty skorzystałaś podczas swoich studjów w Redmondzie, Aniu? — zapytała Priscilla na boku.
— Sądzę, — rzekła Ania wolno, — że rzeczywiście nauczyłam się patrzeć na każdą małą przeszkodę jak na drobiazg, a na każdą większą jak na zapowiedź zwycięstwa. Naogół mam wrażenie, że to jest właśnie to, co mi dał Redmond.
— Ja przypomnę inną cytatę profesora Woodleigh’a, aby wyrazić to, co mi dał uniwersytet, — rzekła Priscilla. — Pamiętasz przecież, co powiedział w swojem przemówieniu: „Tak wiele jest na świecie dla nas wszystkich, jeżeli tylko mamy oczy otwarte, by to widzieć, i serce, by to kochać, i dłoń, aby to zbierać. Tak wiele mężczyzn i kobiet, tak wiele w sztuce i literaturze, tak wiele wszędzie rzeczy, które nas mogą podnosić na duchu i za które możemy być wdzięczni“. Sądzę, że Redmond nauczył mię tego w pewnej mierze, Aniu.
— Sądząc z tego, coście powiedziały, — zauważyła ciotka Jakóbina, — ostatecznym rezultatem jest, że macie z natury dość rozumu, aby się w ciągu czterech lat uniwersyteckich nauczyć tego, na co potrzeba innym dwudziestu lat życia. To usprawiedliwia w moich oczach wyższe wykształcenie. Jest to kwestja, w której dawniej miałam zawsze wątpliwości.
— A co ma być z ludźmi, którzy z natury nie mają dość rozumu, cioteczko Jakóbino?
— Ludzie, którzy nie mają wrodzonego rozumu, nigdy się niczego nie nauczą, — odpowiedziała ciotka Jakóbina, — ani na uniwersytecie, ani w życiu. Choćby żyli