Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
Pożegnanie.

Karol Slone, Gilbert Blythe i Ania Shirley następnego ranka poniedziałkowego opuścili Avonlea. Ania liczyła na ładny dzień. Diana miała ją odprowadzić na stację, miała to być ich ostatnia miła przejażdżka na długi czas. Ale gdy Ania w niedzielę wieczór kładła się spać, wschodni wiatr jęczał wokół Zielonego Wzgórza ze złowieszczą przepowiednią, która się nazajutrz spełniła. Ania zbudziła się i ujrzała, że krople deszczu smagały jej okno, a szara powierzchnia stawu pokryta była rozszerzającemi się kręgami; wzgórza i morze spowite były w mgłę, a cały świat wydawał się posępny i smutny.

Ania już o brzasku była ubrana, gdyż trzeba było pokryta autografami turystów, na pagórku wznoszącym się[1] łzami, które wytrysnąć chciały z jej oczu wbrew jej woli. Opuszczała dom, który jej był tak drogi, a coś jej mówiło, że opuszczała go na zawsze, z wyjątkiem przyjazdów na święta. Powracając na ferje, nie zastanie tu już takiego samego życia, jak dawniej. O, a jakie to było wszystko drogie i kochane — mała, biała facjatka, uświęcona marzeniami dziewczęcemi, Królowa Śniegu za oknem, strumyk w dolinie, Fontanna Driad, Las Duchów, Aleja Zakochanych — wszystkie te tysiąc i jedno drogich miejsc, gdzie żyły wspomnienia dawnych lat. Czy rzeczywiście mogła być szczęśliwa gdzie indziej?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; podwójnie zamieszczony w tym wydaniu wiersz tekstu "pokryta autografami turystów, na pagórku wznoszącym się", występujący także na początku rozdziału IV, skorygowano na podstawie innego wydania w tłumaczeniu J. Zawiszy-Krasuckiej.