bilet i nadać bagaż, rzucić Dianie krótkie słowa pożegnania i skoczyć na pokład. Chciało jej się wracać z Dianą do Avonlea; wiedziała, że umrze z tęsknoty za domem. O, i gdybyż przynajmniej ten przeklęty deszcz przestał padać, jakby cały świat płakał nad ubiegłem latem i minionemi radościami! Nawet obecność Gilberta nie przynosiła jej pociechy, gdyż Karol Slone był także, a Slonów można było znieść tylko przy pięknej pogodzie. W czasie deszczu nie można ich było ścierpieć.
Gdy statek wypłynął z portu Charlottetown, sprawy przyjęły pomyślniejszy obrót. Deszcz ustał, słońce poczęło się przedzierać od czasu do czasu poprzez gęste chmury, rumieniąc szare zwały miedzianemi promieniami i rozjaśniając przesłaniającą czerwone brzegi wyspy mgłę promiennym blaskiem przepowiedni pięknego dnia, który miał po tej szarudze nastąpić. Nadomiar Karol Slone zapadł w tej chwili na chorobę morską i zmuszony był zejść pod pokład, zaś Ania i Gilbert pozostali sami.
„Jestem bardzo zadowolona, że wszyscy Slonowie gdy tylko znajdą się na wodzie, dostają morskiej choroby“, pomyślała Ania niemiłosiernie. „Jestem pewna, że nie potrafiłabym pożegnać się z wyspą, gdy Karol Slone stał obok mnie i udawał, że także patrzy na nią sentymentalnie“.
— Więc odjechaliśmy, — rzucił Gilbert obojętnie.
— Czuję się jak „Childe Harold“ Byrona, chociaż w istocie nie spoglądam na swój „brzeg rodzinny“, — rzekła Ania, mrużąc szare oczy. — Jest nim Nowa Szkocja. Ale prawdziwym brzegiem rodzinnym jest ten kraj, który się najbardziej kocha: a tym jest dla mnie poczciwa Wyspa Księcia Edwarda. Trudno mi wprost uwierzyć, że nie mieszkałam tu zawsze. Owe jedenaście lat, zanim tu przyjechałam, wydają mi się niby zły sen. Siedem lat mija,
Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.