— Nie, nie, moja droga, lękliwość nie należy do licznych wad czy zalet Filipy Gordon — krótko Fili. Nazywajcie mnie poprostu Filą. A jak się wy nazywacie?
— Ona nazywa się Priscilla Grant, — rzekła Ania, wskazując na przyjaciółkę.
— A ona Ania Shirley, — oznajmiła Priscilla zkolei.
— I jesteśmy z Wyspy, — rzekły obie jednocześnie.
— Ja przybyłam z Bolingbroke w Nowej Szkocji, — zakomunikowała Filipa.
— Z Bolingbroke! — wykrzyknęła Ania. — Ja się tam przecież urodziłam!
— Rzeczywiście? Więc i ty jesteś „sinym nosem“?[1].
— Bynajmniej, — odpowiedziała Ania. — Czy to nie Dan O’Connell powiedział, że jeśli człowiek urodzi się w stajni, to jeszcze nie staje się przez to koniem? Aż do szpiku kości jestem wyspiarką.
— W każdym razie rada jestem, że urodziłaś się w Bolingbroke. Stajemy się przez to niejako sąsiadkami, prawda? Cieszę się z tego, bo gdy ci zdradzę jakąś tajemnicę, nie zdradzę jej przez to obcemu. A mówić muszę, nie umiem zachować tajemnicy, wszelkie wysiłki byłyby bezcelowe. To moja wada — to i moje niezdecydowanie, o którem już wspominałam. Czy uwierzysz, że pół godziny wahałam się, jaki kapelusz włożyć, idąc tutaj — tutaj, na cmentarz! Początkowo skłaniałam się do bronzowego z piórami, ale gdy tylko go włożyłam, wydało mi się, że w różowym z wielkiem rondem będzie mi lepiej. Gdy już ten nosiłam, znowu bronzowy wydał mi się odpowiedniejszy. Wreszcie położyłam oba na łóżku, zamknęłam oczy i wybrałam na ślepo szpilką od kapelusza. Szpilka utkwiła w różowym, więc włożyłam różowy. Jest mi w nim
- ↑ Przezwisko nadawane mieszkańcom Nowej Szkocji. P. t.