Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

rych nie należało ranić — pierwiastek slonowski nadal się jeszcze przejawiał. Karol nie przyjął odmowy w ten sposób, jak odrzuceni zalotnicy w wyobraźni Ani. Stał się zły i okazał to. Powiedział kilka rzeczy bardzo brzydkich. Temperament Ani zapłonął buntowniczo i odpowiedziała ciętem przemówieniem, którego ostrość przebiła nawet ochronną warstwę slonostwa Karola i dotknęła go do żywego; złapał kapelusz i z czerwoną twarzą wybiegł z domu; Ania wbiegła po schodach, dwa razy potknąwszy się o poduszeczki panny Ady i rzuciła się na łóżko, zalewając się łzami wściekłości. Czy rzeczywiście poniżyła się do tego stopnia, by się kłócić z jakimś tam Slonem? Czyż coś, co mógł powiedzieć Karol Slone, miało moc wprawienia jej w gniew? O, to było poniżenie, istotnie, gorsze jeszcze, niż być rywalką Naci Blewett!
— Obym już nigdy nie ujrzała tej okropnej istoty! — łkała mściwie w poduszki.
Ale nie mogła tego uniknąć, lecz Karol strzegł się, by się do niej zbytnio nie zbliżyć. Poduszeczki panny Ady były odtąd bezpieczne przed zniszczeniem, a gdy spotykał Anię na ulicy lub w salach Redmondu, ukłon jego był niezwykle lodowaty. Stosunki między nimi były przez cały niemal rok tak naprężone! Wreszcie Karol przeniósł swoje płomienne uczucia na okrąglutką, różową, płaskonosą, niebieskooką, małą „nowicjuszkę“, która potrafiła je ocenić, jak na to zasługiwały. Wówczas przebaczył Ani i zdobył się znowu na uprzejmość wobec niej.
Pewnego dnia Ania wpadła podniecona do pokoju Priscilli.
— Przeczytaj to! — zawołała, rzucając przyjaciółce list. — To od Stelli — przyjeżdża w przyszłym roku do Redmondu — co sądzisz o jej pomyśle? Ja myślę, że jest