Strona:Lucy Maud Montgomery - Ania z Wyspy.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

figurkami za szklanemi drzwiczkami. Ściany były obwieszone oleodrukami. W jednym kącie znajdowały się schody, prowadzące wgórę, a na pierwszym zakręcie było małe okienko z ławeczką. Wszystko było tu takie, jak się Ania spodziewała.
Wreszcie milczenie stało się zbyt uciążliwe i Priscilla szturchnęła Anię, aby jej dać do zrozumienia, że muszą przemówić.
— Przeczytałyśmy ogłoszenie, że ten dom jest do wynajęcia, — rzekła Ania lękliwie, zwracając się do starszej pani, która prawdopodobnie była panną Patty Spofford.
— O tak, — rzekła panna Patty, — miałam właśnie zamiar zdjąć dzisiaj to ogłoszenie.
— W takim razie przychodzimy za późno, — rzekła Ania zmartwiona, — wynajęła go pani komu innemu?
— Nie, ale postanowiłyśmy wogóle domu nie wynajmować.
— O, żałuję bardzo, — zawołała Ania impulsywnie. — Tak lubię ten dom! Spodziewałam się, że go dostaniemy.
Panna Patty odłożyła robótkę, zdjęła okulary, przetarła je, włożyła znowu i po raz pierwszy spojrzała na Anię, jak na istotę żywą. Druga dama poszła za jej przykładem tak szczegółowo, że wyglądało to jak odbicie w lustrze.
Lubi go pani? — zapytała panna Patty. — Czy to ma znaczyć, że go pani rzeczywiście lubi? Czy też, że tylko wygląd jego podoba się pani? Dzisiejsze dziewczęta lubią takie przesadne wyrażenia i nigdy nie można wiedzieć, co właściwie mają na myśli. Za czasów mojej młodości tak nie było.
Ania odzyskała pewność siebie.
— Lubię go rzeczywiście, — rzekła łagodnie. — Polubiłam go od pierwszej chwili, gdy go ubiegłej jesieni uj-