Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/103

Ta strona została przepisana.

Marta leży i nie będzie się do nas wtrącać. Sprzątniemy wszystko pięknie, żeby ojciec był zadowolony, jak wróci. Przecież każdy potrafi i zamieść i odkurzyć i umyć okna. Nareszcie ludzie nie będą mieli nic do gadania. Jim Blythe powiada, że tylko stare panny potrafią plotkować, ale w każdym razie takie plotki sprawiają człowiekowi ból.
— Myślę, że jutro doprowadzimy wszystko do porządku, — zawołała Una z entuzjazmem. — Och, Flora, będzie u nas tak czysto, jak u innych ludzi.
— Przypuszczam, że ciotka Marta jutro nie wstanie, — zaniepokoiła się Flora. — Bo przy niej nie będziemy się mogły wziąć do niczego.
Życzenie Flory ziściło się. Ciotka Marta nazajutrz musiała jeszcze pozostać w łóżku. Karolek także był chory i nie miał siły podnieść się z pościeli. Flora i Una nie zdawały sobie sprawy z choroby chłopaka. Czuła matka na pewno wezwałaby doktora, lecz niestety, Karolek nie miał matki, leżał więc w swem łóżeczku z zarumienionemi od gorączki policzkami, z bólem gardła i nieznośnym szumem w głowie. Towarzyszyła mu tylko mała zielona jaszczurka, pełzająca po kołdrze.
Po deszczu niebo się nagle rozjaśniło i snop złocistych słonecznych promieni pieścił ziemię gorącemi pocałunkami. Wymarzona pogoda do sprzątania, to też Flora i Una ochoczo zabrały się do dzieła.
— Sprzątniemy najprzód jadalnię i salon, — zaproponowała Flora. — Gabinet zostawimy na potem, a w pokojach na górze może tymczasem tak zostać. Przedewszystkiem trzeba wynieść meble.