Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/119

Ta strona została przepisana.

tek i jest powodem licznych komentarzy. O tamtym skandalu na pewno wkrótce by zapomniano. Rozalja West jest takiego samego zdania, jak ty i powiada, że ogromnie jej było żal Flory.
— Gdyby chociaż ta mała była przyzwoicie ubrana! Lecz suknia jej wyglądała okropnie, gdy stała tak na stopniach ołtarza.
— Chyba była czysta, pani doktorowo, — wtrąciła Zuzanna. — Trzeba przyznać, że dzieci są ubrane biednie, ale czysto. Zawsze są umyte i porządnie uczesane.
— Jakże taka Flora mogła zapomnieć, że to właśnie jest niedziela, — narzekała panna Kornelja. — Wyrośnie z niej taki sam niepraktyczny człowiek, jak ojciec, wierzcie mi. Sądzę, że Karolek nigdyby na to nie pozwolił, gdyby nie był tego dnia chory. Nie wiem co mu wtedy było, ale przypuszczam, że zaszkodziły mu te porzeczki, których się najadł na cmentarzu. Gdybym była metodystką, nigdybym nie pozwoliła, aby w ten sposób profanowano cmentarz.
— Sądzę, że Karol najadł się raczej zielonych jabłek, — próbowała bronić Zuzanna. — Nie widziałam jeszcze, aby syn pastora objadał się porzeczkami, wyrosłemi na mogiłach nieboszczyków.
— Najtragiczniejsze było to, że Flora, nim jeszcze zaczęła mówić w kościele, robiła jakieś nieprzyjemne miny, skierowane do kogoś z parafjan, — dorzuciła panna Kornelja. — Abraham Clow twierdzi, że miny te były skierowane do niego. A słyszeliście, że Flora dzisiaj jechała na prosięciu?