Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/125

Ta strona została przepisana.

zaproponował z uśmiechem. Wiedział o kubeczku, ukrytym pod wysokim klonem przez dzieci ze Złotego Brzegu. Po chwili podał kubeczek Rozalji.
Rozalja zaczerpnęła wody ze źródła i poczęła pić ją wolno, bo właściwie wcale nie miała pragnienia, a przyszła tu tylko dlatego, że właśnie tego wieczoru dawne wspomnienia powróciły z większą jeszcze mocą. Po wypiciu wody oddała kubeczek pastorowi i tak się jakoś dziwnie stało, że on właśnie pijąc wodę po chwili przyłożył usta do tego samego miejsca, na którem jej usta przed chwilą spoczywały. Ten drobny szczegół wywarł na nich obojgu wielkie wrażenie. Panna Rozalja przypomniała sobie nagle, że jedna z jej starych ciotek twierdziła, iż ludzie, pijący z jednego naczynia, łączą się potem na całe życie, znosząc wspólnie dolę i niedolę.
John Meredith niepewnym ruchem odjął kubek od ust, jakby nie wiedząc, co ma z nim zrobić. Właściwie powinien był zanieść go tam, skąd go wziął, lecz jakaś dziwna siła nie pozwalała mu ruszyć się z miejsca. Rozalja wyciągnęła rękę.
— Pan pozwoli, że ja go odniosę, — wyszeptała.
Gdy ukryła kubek na dawnem miejscu pod klonem i wróciła po chwili, zastała pastora w głębokiej zadumie. Otrząsnął się jednak szybko z zamyślenia i zwrócił się do niej uprzejmie:
— Zaniosę pani te książki do domu, panno West.
To mówiąc wziął z jej rąk książki i obydwoje wolnym krokiem poczęli iść przed siebie. Po raz