była na jej miejscu, pani doktorowo, wzięłabym się do jakiejś pracy i doprowadziłabym go do tego, aby się sam powiesił. Nie znaczy to, że pochwalam takie czyny, pani doktorowo.
— A co się stało Millerowi? — zapytała Ania niecierpliwie. — On naprawdę może każdego doprowadzić do ostateczności.
— Tak, niektórzy nazywają to religją, inni znów podszeptem czarta. Przepraszam za wyrażenie, pani doktorowo. W każdym razie nikt nie rozumie zwarjowanego Harrisona. Bywają dni, kiedy rzuca się na każdego, bo ma wrażenie, że skazany jest na wieczną pokutę. Kiedy indziej znów twierdzi, że gwiżdże na wszystko i idzie się upić. Ja mam wrażenie, że jest trochę niespełna rozumu, jak zresztą wszyscy Millerowie. Co do pani Millerowej, to sama nie wiem, czy należy się nad nią litować. Mówią nawet, że wyszła za Harrisona tylko dlatego, aby zrobić na złość Ryszardowi Taylorowi, który się ożenił z inną. Nie jestem sędzią w sprawach małżeńskich, pani doktorowo. A otóż i Kornelja Bryant wchodzi do bramy. Zaniosę małego murzynka do łóżeczka i wezmę się do roboty.
— A gdzie reszta dzieci? — zapytała panna Kornelja, po pierwszych powitaniach, z jej strony bardzo serdecznych, ze strony Ani impulsywnych i oschłych ze strony nieugiętej Zuzanny.