Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/136

Ta strona została przepisana.

leźć coś odpowiedniego. Niewiele jest dzieci, które bym mogła przyjąć do mego domu. Jeden z rybaków w przystani umarł i pozostawił aż sześcioro drobiazgu. Namawiano mnie, aby przyjąć które z dzieci, lecz dałam sąsiadom do zrozumienia, że nie mam zamiaru adoptować pierwszego lepszego włóczęgi. Jak się dowiedziałam, dziadek tych dzieci skradł kiedyś w Glen konia. Poza tem byli to sami chłopcy, a ja chciałam mieć dziewczynkę, spokojną, potulną dziewczynkę, z której mogłabym uczynić w przyszłości prawdziwą damę. Una bardzo się do tego nadaje. Byłaby całkiem miła, gdyby ją ktoś wychował odpowiednio; jest zupełnie inna, niż Flora. Nigdy by mi nie przyszło na myśl adoptować Flory. Lecz wezmę Unę i dam jej odpowiednie wychowanie, panie Meredith, a jeżeli się będzie dobrze sprawować, zapiszę jej cały swój majątek po śmierci. Nikt z moich krewnych nie dostanie ani centa. To jest właśnie jedna z ważnych przyczyn, dla której chcę dziecko zaadoptować. Una będzie porządnie ubrana, otrzyma wykształcenie i wychowanie, panie Meredith, będzie się uczyć muzyki i malarstwa, jakby była mojem własnem dzieckiem.
Przemowa ta trwała wystarczająco długo, aby pan Meredith zdołał się zupełnie zbudzić ze swej zadumy. Na bladych jego policzkach ukazał się rumieniec, a w pięknych czarnych oczach zabłysły dziwne jakieś płomyki. Więc ta wstrętna kobieta, którą tolerował tylko dzięki jej bogactwu, chciała mu zabrać Unę, jego delikatną ukochaną Unę, która mu tak przypominała zmarłą Cecylję. Przed samą śmiercią Cecylja przyciskała Unę do piersi i spo-