mogła przecież rozstać się z Glen St. Mary, z drogą Doliną Tęczy i z ukochanym cmentarzem.
— Najgorzej być córką pastora, — jęczała Flora wtulona w poduszkę. — Jak tylko się przyzwyczaisz do miejsca, już cię stamtąd zabierają. Nigdy w życiu nie wyjdę za pastora, chociażby był najpiękniejszy.
Usiadła na łóżku i wyjrzała przez okno zarośnięte dzikiem winem. Noc była spokojna, a ciszę przerywał tylko głęboki oddech Uny. Flora uczuła się strasznie samotna na świecie. Widziała Glen St. Mary, tonące wśród granatowego błękitu lęk i wysokich drzew, poruszanych podmuchem jesiennego wiatru. Z poza doliny zerkało ku niej światełko z pokoiku dziewcząt na Złotym Brzegu i drugie światełko z pokoju Władzia. Flora zaczęła się zastanawiać, czy biednego Władzia jeszcze cięgle boli ząb. Potem westchnęła, przejęta zazdrością w stosunku do Nan i Di. One mają matkę i własny dom, nie liczą się z niechęcią obcych ludzi, nikt nie ma prawa zwracać im uwagi. Ponad polami Glen, które tonęło w głębokiem uśpieniu, płonęło jeszcze jedno światełko. Flora wiedziała, że światełko to plonie w mieszkaniu Normana Douglasa. Znany był z tego, że po nocach czytał dużo. Mary zaznaczyła, że wszystko byłoby w porządku, gdyby stary Douglas wrócił na łono kościoła. A dlaczegożby nie? Flora spojrzała na wielką błyszczącą gwiazdę, zawieszoną tuż nad bramą kościoła metodystów i nagle w główce jej zaświtał zbawienny pomysł. Wiedziała, jak należało postąpić. Flora Meredith niczego się nie ulęknie. Musi
Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/148
Ta strona została przepisana.