my to w jak największej tajemnicy. Mary Vance nie wolno pisnąć ani słówka. Chciałaby zaraz należeć do klubu i wychowywać nas.
— Według mnie, — odezwała się Flora, — nie należy każdego dnia obrzydzać wymiarem kary. Na ten cel trzeba wyznaczyć jakiś jeden dzień w tygodniu.
— Więc wybierzmy najlepiej sobotę, bo niema wtedy zajęć szkolnych, — zaproponowała Una.
— I mamy sobie popsuć ten jeden wolny dzień w tygodniu? — oburzyła się Flora. — Nigdy w życiu! Wybierzmy piątek. To dzień postu, a my przecież ryby i tak nie lubimy. Niech już ten dzień będzie najmniej miły pod każdym względem. Podczas reszty dni możemy się doskonale bawić i być w dobrych humorach.
— Brednie! — zawołał Jurek tonem człowieka, świadomego swego autorytetu. — Ta propozycja stanowczo przejść nie może. Karę należy wymierzać natychmiast. Więc wszyscy już rozumiecie? Stwarzamy klub „Dobrego Prowadzenia Się“, który nas będzie wychowywał. Zgadzamy się na karę za złe sprawowanie, zgadzamy się na ta, że wspólnie będziemy obmyślać każdy czyn, aby nie wyrządzać krzywdy ojcu i że nikt z nas nie będzie wyłamywał się z pod kary, bo w takim wypadku nie wolno mu będzie już nigdy bawić się w Dolinie Tęczy. Jim Blythe w wypadkach, kiedy nie będziemy mogli dojść do porozumienia, musi być naszym sędzią. Od dzisiejszego dnia, Karolku, nie wolno ci zanosić żab do szkoły niedzielnej, zabronione jest publiczne żucie gumy, panno Floro!
Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/218
Ta strona została przepisana.