Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/249

Ta strona została przepisana.

karę zupełnie łatwą i dziwiła się, że Jurek i Flora nie pomyśleli o czemś bardziej srogiem.
— Wyznaczamy poniedziałek — rzekła Flora. — W niedzielę jest zawsze sutszy obiad, a w poniedziałek i tak ciotce Marcie nie chce się gotować.
— Właśnie o to chodzi, — zawołał Jurek, — że nie powinniśmy wybierać dnia najłatwiejszego, tylko najtrudniejszy, naprzykład niedzielę, bo przeważnie wtedy dostajemy na obiad rostbef zamiast zimnej baraniny. Nie jedzenie baraniny nie byłoby znów tak wielką karą. Wyznaczamy sobie przyszłą niedzielę. Będzie nam wygodnie, bo ojciec wyjeżdża do Lowbridge, a tutaj ma go zastępować inny ksiądz. Jak ciotka Marta zapyta, co się stało, to jej wytłumaczymy, że postanowiliśmy pościć dla zbawienia duszy, a wówczas już na pewno nie będzie się nam sprzeciwiać.
Istotnie ciotka Marta nie przejęła się tem zbytnio. Mruknęła tylko: „Co ci smarkacze znowu wyrabiają?“ i wkrótce zapomniała o tem. Pan Meredith wyjechał z samego rana, gdy dzieci jeszcze spały. Wyszedł z domu bez śniadania, co zresztą zdarzało się dość często. Oczywiście potem zapomniał o śniadaniu zupełnie, a nie było komu przypomnieć mu, że jest naczczo. Śniadania ciotki Marty nie grzeszyły zbytniem urozmaiceniem. Nawet głodni „smarkacze“ z niezbyt wielkim trudem wyrzekli się dzisiaj „odgrzewanej zupy i kawałka chleba“, o którym z takim przekąsem wyrażała się Mary Vance. Gorzej jednak było, gdy nadeszła pora obiadu. Cała czwórka była wściekle głodna, a po wszyst-