Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/254

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXIX.
Złowieszcza historja.

Wieczory czerwcowe w Dolinie Tęczy posiadały swój specyficzny urok. Dzieci upajały się tym czarem zasłuchane w dźwięk dzwoneczków zawieszonych przy Trójce Kochanków i zapatrzone w opuszczone warkocze Białej Pani. Wiatr śmiał się i gwizdał nad ich uszami niby serdeczny wesoły towarzysz. Wszędzie było zielono i radośnie. Dzikie wiśnie, rosnące na skraju doliny okryte były bielą kwiecia. Wiosna rozkwitła w całej pełni, a podczas wiosny wszystko co żyje raduje się zapowiedzią nowego szczęścia. To też wszyscy byli weseli w Dolinie Tęczy tego wieczoru, dopóki Mary Vance nie zmroziła ich opowieścią o duchu Henryka Warrena.
Jima w dolinie nie było. Przepędzał on teraz wszystkie wieczory na poddaszu na Złotym Brzegu, wkuwając się do egzaminów wstępnych. Jerry łowił pstrągi w sadzawce, Władzio zaś czytał poezje Longfellowa słuchającym go w zachwycie przyjaciołom. Później mówiono o tem, kto czem zostanie jak dorośnie, dokąd pojedzie i co zobaczy. Nan i Di pragnęły pojechać do Europy. Władek tęsknił za błękitnym Nilem płynącym wzdłuż piaszczystych pól Egiptu, Flora twierdziła, że zostanie misjonarką i jako misjonarka wyjedzie do Indji lub Chin. Serce Karolka wyrywało się w kierunku dżungli afrykańskich. Tylko Una milczała. Myślała, że najlepiej będzie zostać w domu. Przecież