Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/257

Ta strona została przepisana.

się na Zachód i nigdy już nie wrócili, lecz nikt po ich wyjeździe nie chciał kupić tego domu, ani go wydzierżawić. Wszyscy się bali. Dlatego dom ten został już na zawsze niezamieszkany. Było to trzydzieści lat temu, ale duch Henryka Warrena jeszcze dotychczas po ogrodzie spaceruje.
— I ty w to wierzysz? — zapytała Nan z uśmiechem. — Bo ja nie wierzę.
— Opowiadali mi to tacy, którzy sami widzieli i słyszeli, — odparła Mary. — Mówią, że duch ukazuje się w nocy, chwyta ludzi za nogi i jęczy tak samo, jak wtedy, kiedy Henryk jeszcze żył. Zaraz przyszło mi to na myśl, jak zobaczyłam tę białą postać w krzakach i oczywiście natychmiast uciekłam. Możliwe, że się omyliłam, ale bałam się zostać w ogrodzie.
— To na pewno było białe cielę pani Stimson, — zaśmiała się Di. — Kilka razy widziałam, jak pasło się w ogrodzie starego Bailey‘a.
— Możliwe. Ale ja już do domu tamtędy nie wrócę. O, idzie Jerry z pstrągami. Dzisiaj ja je mam smażyć. Jim i Jerry twierdzą, że jestem najlepszą kucharką w całem Glen. Kornelja dała mi dla was trochę ciastek, ale zgubiłam je, jak ujrzałam ducha Henryka Warrena.
Jerry śmiał się głośno, gdy Mary zajęta smażeniem ryby powtórzyła mu ową niesamowitą historję. Władzio pomagał Florze w nakrywaniu do stołu. Na Jerrego nie wywarła historja o duchu specjalnego wrażenia, lecz Flora, Una i Karol w głębi duszy odczuwali dziwny lęk, choć za nic na świecie nie wyznaliby tego przed nikim. Wszystko było