Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/285

Ta strona została przepisana.

dziecięcej rączki. Odwróciła się i ujrzała przed sobą Unę Meredith.
— Więc przyszłaś tutaj w taki upał?
— Tak, — wyszeptała Una. — Przyszłam — przyszłam...
Nie mogła jakoś powiedzieć, poco tu przyszła. Głos jej odmawiał posłuszeństwa, a oczy napełniły się łzami.
— Co się stało, maleńka? Powiedz mi szczerze.
Rozalja otoczyła ramieniem małe drżące ciałko i przytuliła dziecko do siebie. Oczy jej były w tej chwili tak piękne, a uścisk tak serdeczny, że Una nagle odzyskała odwagę.
— Przyszłam — prosić panią — żeby pani wyszła zamąż za tatusia, — wyjąkała.
Rozalja milczała przez chwilę, poczem spojrzała na Unę przez łzy.
— O, proszę się nie gniewać, droga panno West, — rzekła Una błagalnie. — Wszyscy mówią, że pani dlatego nie chce być żoną tatusia, bo my jesteśmy tacy źli. A on przez to jest strasznie nieszczęśliwy. Pomyślałam więc, że najlepiej będzie, jak przyjdę tutaj i powiem pani, że my właściwie tacy źli nie jesteśmy. Jak pani tylko wyjdzie za tatusia, postaramy się być dobrymi i będziemy robić to wszystko, co nam pani każe. Jestem pewna, że nie będzie pani miała z nami żadnego kłopotu. My bardzo prosimy, panno West.
Przez umysł Rozalji przebiegały pośpieszne myśli. Dzięki głupim plotkom takie dziwne przekonanie utwierdziło się w małej główce Uny. Na-