Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/287

Ta strona została przepisana.

Wreszcie pochyliła głowę i zapytała:
— Uno, czy zechciałabyś zabrać z sobą krótki liścik do tatusia?
— Więc pani jednak za niego wyjdzie, panno West? — zapytała Una uszczęśliwiona.
— Możliwe, jeżeli on się zgodzi, — odparła Rozalja, rumieniąc się znowu.
— Strasznie się cieszę, strasznie się cieszę, — zawołała Una. Potem spojrzała na pannę West i wargi jej zadrżały. — Panno West, ale pani nie będzie buntować tatusia przeciwko nam, nie będzie pani chciała, żeby nas znienawidził? — wyszeptała cichutko.
Rozalja spojrzała na nią zdziwiona.
— Uno, czy sądzisz, że byłabym zdolna do tego? Kto ci nasunął ten pomysł?
— Mary Vance mówiła, że wszystkie macochy są takie, że nienawidzą swych pasierbów i pragną, aby ojciec ich znienawidził. Podobno to nie jest wina tych pań, tylko macochy muszą już być takie.
— Biedne maleństwo! I mimo to przyszłaś tutaj z tą prośbą, bo chciałaś, żeby twój ojciec był szczęśliwy? Jesteś prawdziwą bohaterką, maleńka. Teraz posłuchaj mnie uważnie. Mary Vance jest głupią małą dziewczynką, która właściwie nic nie wie i przeważnie mylnie pojmuje niektóre rzeczy. Nigdy nie myślałam o tem, aby ojca buntować przeciwko wam. Będę was kochać tak samo, jak i on was kocha. Nie chcę zastępować wam matki, bo ona na zawsze powinna zostać w waszych sercach. Nie chcę również być dla was macochą. Chcę być waszą przyjaciółką i towarzyszką. My-