Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/50

Ta strona została przepisana.

gorsza od pani Wiley. Byłam tam przez miesiąc zeszłego lata i przekonałam się, że lepiej już pracować u samego djabła.
Druga sensacja. Tylko Una spoglądała powątpiewająco.
— Więc postanowiłam uciec. Miałam przy sobie siedemdziesiąt centów, które dostałam od pani Janowej Crawford zeszłej wiosny za sadzenie kartofli. Pani Wiley nic o tem nie wiedziała. Pojechała właśnie z wizytą do kuzynki, a ja przez ten czas posadziłam kartofle pani Crawford. Myślałam, że umknę do Glen, kupię bilet do Charlottetown, a tam postaram się o jakąś pracę. Muszę wam powiedzieć, że jestem strasznie pracowita. Nie mam ani odrobiny lenistwa w sobie. Więc wymknęłam się w czwartek rano nim jeszcze pani Wiley wstała i poszłam do Glen, sześć mil. Jak znalazłam się na dworcu, zauważyłam, że zgubiłam pieniądze. Nie wiem kiedy i nic wiem jak. Dość, że zginęły. Nie wiedziałam co mam robić, bo jeżeli wrócę do pani Wiley, to zamknie mnie i o drugiej ucieczce już niema mowy. Ukryłam się więc w tym stogu siana.
— A co teraz zamierzasz robić? — zapytał Jurek.
— Nie mam pojęcia. Wrócę chyba i przygotuję się na nowe bicie. Teraz, jak mam pełny żołądek, myślę, że będę mogła to przetrzymać.
Lecz w oczach Mary mimo tej odwagi, czaił się cień lęku. Una zeskoczyła nagle z nagrobka i otoczyła Mary ramieniem.
— Nie wracaj. Zostaniesz tu z nami.