Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/71

Ta strona została przepisana.

do przerażonej Rilli, zamierzając się na nią sztokfiszem. Wszelka odwaga opuściła Rillę. Niebezpieczeństwo uderzenia suszoną rybą było tak wielkie, że dziewczynka przymknęła oczy. Z głośnym okrzykiem opuściła na ziemię koszyk i poczęła uciekać. Świeżutkie poziomki, troskliwie zbierane przez Zuzannę dla pastora, potoczyły się po piaszczystej drodze, rozgniatane stopami uciekinierki i prześladowczym. Mary w tej chwili nie myślała już ani o koszyku, ani o jego zawartości. Upajała ją rozkosz wzbudzenia takiego przestrachu w Rilli Blythe. Raz na zawsze da jej nauczkę, że piękna suknia to nie wszystko.
Rilla umykała po pochyłym pagórku, a potem poczęła biec szeroką ulicą. Lęk przypiął jej skrzydła do ramion, i potęgował się coraz bardziej w chwilach, gdy słyszała głośny ironiczny śmiech Mary, biegnącej za nią i wymachującej wielkim sztokfiszem. Na odgłos krzyku w oknach domów ukazały się zaniepokojone twarze, niektórzy wybiegali do bram, aby się przekonać, co było powodem tak wielkiego hałasu. To wzbudzenie sensacji jeszcze bardziej emocjonowało Mary. Lecz w pewnej chwili Rilla oślepiona strachem, uczuła, że dalej już biec nie może, a z drugiej znów strony wiedziała, że prześladowczyni dogoni ją ze swym sztokfiszem. Wreszcie wyczerpana już zupełnie wpadła do błotnistej kałuży na samym końcu ulicy, na której właśnie ukazała się panna Kornelja, wracająca ze sklepu Cartera Flagga.
Jednem spojrzeniem panna Kornelja objęła całą sytuację. To samo uczyniła Mary. Rezygnując