Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/94

Ta strona została przepisana.

Na dzień przed opuszczeniem plebanji przez Mary urządzono ucztę w Dolinie Tęczy i tego wieczoru każde z dzieci pastora darowało swej przyjaciółce jakąś drobnostkę na pamiątkę. Karolek podarował jej swoją Arkę Noego, Jerzy kości do gry. Flora przyniosła małe lusterko ze szczoteczką do włosów, które Mary się tak kiedyś podobało. Una tylko wahała się w wyborze między plecioną sakiewką i wesołym obrazkiem Daniela z lwem, aż wreszcie pozostawiła wybór samej Mary. Mary oczywiście wołałaby sakiewkę, lecz wiedząc, że Unie sakiewka się podoba, rzekła spokojnie:
— Daj mi Daniela. Wolę to, bo sama mam w sobie coś z lwa.
Wieczorem Mary prosiła Unę, aby spała z nią razem.
— To przecież ostatnia noc, — mówiła, — a przytem deszcz tak pada, a ja nie lubię spać sama, gdy jest niepogoda. Podczas takiej nocy nie mogę myśleć o niczem innem, tylko o rzęsistych kroplach deszczu spływającego po białych kamiennych płytach na cmentarzu. Zawodzący wiatr za oknem przypomina mi wszystkich umarłych i zdaje mi się, że oni płaczą, bo nie mogą już wrócić do nas.
— Ja lubię deszczowe noce, — rzekła Una, gdy obydwie znalazły się na strychu, — tak samo lubią je dziewczynki Blythe‘ów.
— Co kto woli, — odparła Mary. — Gdybym była sama, płakałabym przez całą noc. Strasznie mi przykro odchodzić od was.
— Pani Elliott pozwoli ci przychodzić do nas