tarte, ubrane i nakarmione nową butelką mleka, Rilla odczuła dopiero prawdziwe zmęczenie.
— A co mam z niem zrobić w nocy, Zuzanno?
Dzieci we dnie były straszne, a w nocy wszystkie przecież wrzeszczały.
— Postaw koszyk na krzesełku przy łóżku i okryj maleństwo mocno kołderką. Będziesz musiała karmić je dwa razy przez noc, więc odrazu naszykuj sobie maszynkę spirytusową, która leży na strychu. Jak nie będziesz sobie mogła dać rady, to zawołaj mnie, przyjdę natychmiast, choć doktór na pewno mnie zwymyśla.
— Zuzanno, a jak ono będzie płakać?
Jednakże dziecko nie płakało. Było to godne podziwu, lecz prawdopodobnie nie płakało dlatego, bo miało pełny żołądek. Spało spokojnie prawie przez całą noc, ale zato Rilla nie spała. Nie mogła zasnąć z obawy, aby dziecku się coś nie stało. O trzeciej w nocy zagrzała mleko z głębokiem postanowieniem nie wzywania Zuzanny. Ach, czyż ona śniła? Czy to była naprawdę ona, Rilla Blythe, zajmująca się z taką troskliwością niemowlęciem? Nie troszczyła się o to, czy Niemcy zbliżali się do Paryża, nie troszczyła się nawet o to, czy byli już w Paryżu, byleby tylko dziecko nie płakało, byleby się nie zachłysnęło, nie zaziębiło i nie dostało konwulsyj. Niemowlęta bardzo często miewają konwulsje, nieprawdaż? Och, dlaczego zapomniała zapytać Zuzannę, co ma uczynić, jeżeli dziecko dostanie konwulsyj? Przyszło jej na myśl, że ojciec bardzo dbał o zdrowie mamy i Zuzanny, a o jej zdrowie? Czyż sądzi, że będzie tak mogła dłużej nie
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/106
Ta strona została skorygowana.