djabła. Coś niesamowitego istniało od samego początku jego egzystencji. Przed czterema laty Rilla Blythe miała ukochanego kociaka, białego jak śnieg, o czarnym ogonku, którego nazwala Jacek Mróz. Zuzanna nie lubiła Jacka Mroza, chociaż nie umiała nigdy tej swojej niechęci uzasadnić.
— Proszę mi wierzyć na słowo, pani doktorowo, — mawiała zazwyczaj złowróżbnie, — że z tego kota nic dobrego nie będzie.
— Ale dlaczego Zuzanna tak sądzi? — pytała niejednokrotnie pani Blythe.
— Nie sądzę, tylko wiem, — brzmiała odpowiedź Zuzanny pełna gwarancji.
Co do innych mieszkańców Złotego Brzegu, to Jacek Mróz był ich faworytem: bardzo czysty i dobrze wychowany, przytem nie pozwolił nigdy, aby na jego białem futerku była choć najdrobniejsza plamka. Posiadał niezwykle miły sposób mruczenia i łaszenia się, jednem słowem potrafił zaskarbić sobie serca wszystkich.
I nagle nieoczekiwana tragedja zawisła nad Złotym Brzegiem. Jacek Mróz miał kocięta!
Trudno byłoby opisać szalony triumf Zuzanny. Czyż nie mówiła zawsze, że przyjdzie dzień, kiedy kot okaże się całkiem czemś innem? Teraz wreszcie wszyscy się sami przekonali!
Rilla zatrzymała jedno z kociąt, bardzo ładne, o burem futerku, przecinanem pomarańczowemi pręgami, i o dużych atłasowych, złocistych uszkach. Nazwała kociaka Złotko i imię to zdawało się pasować najzupełniej do małego figlarnego stworzonka, które w zaraniu swej młodości nie zdradzało się ni-
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/11
Ta strona została skorygowana.