w dwa tygodnie po przybyciu maleństwa na Złoty Brzeg.
W pierwszej chwili Rilla była skłonna odpowiedzieć „tak“. Możnaby dziecko odesłać do Hopetown, przecież tam będzie miało również opiekę, a ona tymczasem odzyska wreszcie swą wolność. Ale... ale biedna matka nie chciała wszakże oddać maleństwa do przytułku! Rilli nie wolno było sprzeciwiać się jej życzeniu. Przytem tego samego ranka przekonała się, że dziecku przybyło osiem deka na wadze od chwili, gdy zaczęła się niem opiekować. Rilla była ogromnie dumna z tego odkrycia.
— Powiadasz... powiadasz tatusiu, że długo nie pożyje, gdy się je odda do Hopetown? — wyszeptała.
— Najprawdopodobniej. Nie będzie ono tam miało takiej opieki, a jest przecież bardzo delikatne. Ale wiesz, jakie obowiązki na siebie nakładasz, gdy je zatrzymasz nadal przy sobie, Rillo!
— Opiekuję się niem od dwóch tygodni i przekonałam się, że przytyło nieco, — zawołała Rilla. — Sądzę, że lepiej będzie zaczekać na jakąś wiadomość od jego ojca. Może on nie zechce umieścić dziecka w przytułku dla sierot, gdy po wojnie wróci do kraju.
Doktór i pani Blythe zamienili ze sobą rozbawione spojrzenia tuż za plecami Rilli. Już nic więcej nie mówiło się o przytułku w Hopetown.
W kilka dni potem uśmiech zniknął z twarzy doktora. Niemcy znajdowali się w odległości dwudziestu mil od Paryża. Straszliwe wieści przynosiły gazety o czynach Niemców w Belgji. Wśród ludzi starszych zapanowała dziwna gorączka.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/114
Ta strona została skorygowana.