Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/123

Ta strona została skorygowana.

melancholijnie, niż zwykle, wyczuwając w powietrzu jakąś burzę.
— Jest za wielka cisza, aby miało to trwać długo, — mówiła.
Jakby dla potwierdzenia jej słów piekielny trzask rozległ się tuż za niemi. Trudno opisać hałas, brzęk tłuczonego szkła i porcelany, oraz dziki skowyt, który dobiegł od strony kuchni. Zuzanna i kuzynka Zofja spojrzały na siebie z przerażeniem.
— Co, u licha, tam się stało? — wyszeptała kuzynka Zofja.
— Na pewno to przeklęte kocisko do reszty zwarjowało, — mruknęła Zuzanna. — Zawsze oczekiwałam tego.
Rilla zbiegła nadół, również przerażona.
— Co się stało? — zawołała.
— Sama nie mam pojęcia, lecz to na pewno ten wasz dziki kocór wyprawia harce, — odparła Zuzanna. — Lepiej się do niego nie zbliżać. Uchylę drzwi i zajrzę do kuchni. Zawsze mówiłam, że djabeł siedzi w tej bestii i miałam rację.
— Według mnie ten kot musi mieć wściekliznę, — odrzekła uroczyście kuzynka Zofja. — Opowiadano mi raz o kocie, który oszalał i pogryzł troje ludzi. Wszyscy oni umarli w okropnych męczarniach, a po śmierci byli czarni, jak atrament.
Mimo tych ostrzeżeń, Zuzanna uchyliła drzwi i zajrzała. Podłoga była zasypana skorupami potłuczonych talerzy, bo widocznie straszna tragedia zapoczątkowana na wysokim kredensie, gdzie Zuzanna ustawiała zawsze umyte i wytarte naczynia. Dokoła kuchni biegał oszalały kot z głową uwięzioną