Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/129

Ta strona została skorygowana.

wom owe imiona, a w zeszłym roku w listopadzie, gdy spacerował wraz z Rillą i panną Oliver po Dolinie, spoglądając na odartą z liści Białą Damę, i srebrzystą tarczę księżyca zawisłą nad jej konarami, rzeki: „Biała brzoza jest niby piękna pogańska dziewoja, która nigdy nie poznała tajemnicy raju“. A panna Oliver na to: „Napisz o tem w którymś ze swoich wierszy, Władziu“. Władek usłuchał rady i nazajutrz odczytał im króciutki poemat, przesiąknięty liryzmem. Och, jacy szczęśliwi byli wówczas!
— Tak, Rilla zerwała się na równe nogi, czas upływał. Jaś na pewno zbudzi się wkrótce, więc trzeba mu przygotować śniadanie. Poza tem dziś wieczorem miało się odbyć zebranie Młodego Czerwonego Krzyża, a jeszcze worek należało wykończyć. Będzie to najładniejszy worek w całym Czerwonym Krzyżu, ładniejszy nawet, niż ten który zrobiła Irena Howard. Trzeba iść do domu i zająć się pracą. Zajęta była ostatniemi dniami od rana do wieczora. To małe małpiątko, Jaś, zabierał mnóstwo czasu. Ale rósł, naprawdę rósł. Chwilami Rilla czuła, że nie była to tylko jej przesada lecz że naprawdę wyglądał z każdym dniem lepiej. Poprostu była dumna z niego i klepała go od czasu do czasu, lecz pocałować go nigdy nie miała ochoty.
— Niemcy dzisiaj zajęli Łódź, — rzekła panna Oiliver pewnego grudniowego wieczoru, gdy razem z panią Blythe i Zuzanną zajęta była szydełkowaniem w przytulnej jadalni. — Dzięki tej wojnie nabieram trochę pojęcia o geografji. Chociaż jestem nauczycielką, to jeszcze trzy miesiące temu, nie mia-