trzeciej, lecz Irena przyszła o wpół do drugiej, bo musiała jechać do Górnego Glen. Irena ostatnio od chwili organizacji naszego Czerwonego Krzyża nie była ze mną w dobrej komitywie, bo prawdopodobnie liczyła na urząd prezeski. Myślałam jednak, że wszystko się wygładzi i nigdy nie zawadzałam o ten temat. Gdy zjawiła się wczoraj u mnie, była od pierwszej chwili miła i uprzejma, tak, że zaczęłam już wierzyć, iż zaprzyjaźnimy się na nowo.
„Lecz, gdy tylko usiadłyśmy, Irena zaczęła mi dokuczać. Widziałam, jak z niechęcią patrzała na mój nowy szydełkowy worek. Dziewczęta niejednokrotnie mi mówiły, że Irena jest zadrosna, a ja nigdy w to nie wierzyłam. Teraz widzę, że miały słuszność.
„Przedewszystkiem przyczepiła się do Jasia, twierdząc, że strasznie lubi dzieci, wyjęła go z kołyski i zaczęła całować po całej twarzy. Prawdopodobnie wiedziała, że nie lubię, gdy ktoś w ten sposób całuje Jasia. To stanowczo jest niehigjenicznie. Tak go długo męczyła, aż biedak zaczął płakać, wówczas roześmiała się głośno i zwróciła się do mnie z udaną słodyczą:
— „Rillo, kochanie, wyglądasz tak, jakbyś sądziła, że zatrułam pocałunkami dziecko.
— „O nie, Ireno, — odparłam z taką samą słodyczą, — ale Morgan twierdzi, że dziecko należy tylko całować w czoło, aby nie zarazić go zarodkami jakiejś choroby. Uważam, że to samo tyczy się Jasia.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/135
Ta strona została skorygowana.