— On jest przecież taki rozkoszny, — pomyślała sennie, zapadając powoli w głęboką drzemkę.
W lutym Jim, Jurek i Robert Grant przeniesieni zostali do okopów i atmosfera jeszcze większego smutku zapanowała na Złotym Brzegu W marcu bitwa pod „Ypres“ jak nazywała to Zuzanna, pozostawiła po sobie ślad goryczy. Zaczęły pojawiać się w gazetach codziennie listy poległych i nikt z mieszkańców Złotego Brzegu nie chciał przyjmować telefonów, w obawie, że naczelnik stacji zawiadamia o przybyłej depeszy z za morza. Nikt na Złotym Brzegu nie wstawał rano bez podświadomego wrażenia, że dzień przyniesie jakąś przykrą wiadomość.
— A tak dawniej lubiłam wiosenne poranki, — myślała Rilla.
Lecz codzienne troski i obowiązki szły swoim trybem i coraz więcej chłopców w wojskowych mundurach wyjeżdżało z Glen, tych chłopców, którzy jeszcze wczoraj byli uczniami miejscowej szkoły.
— Strasznie zimną mamy dzisiaj noc, pani doktorowo, — mówiła Zuzanna, wchodząc z podwórza i zacierając dłonie. — Ciekawa jestem, czy naszym chłopcom w okopach jest ciepło?
— Jakże każdy temat naprowadza nam myśl o wojnie, — zawołała Gertruda Oliver. — Nie możemy się wyzbyć tej myśli nawet wówczas, gdy mówimy o pogodzie. Podczas tych zimnych nocy, ani na chwilę nie przestaję myśleć o naszych chłopcach przebywających w okopach, a właściwie nie tylko naszych, lecz o wszystkich tych biedakach.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/149
Ta strona została skorygowana.