tym świecie, w taki cudowny ranek wiosenny kogoś serce boli?
Rilla uczuła czyjeś pieszczotliwe ramiona opasujące jej szyję. Była to matka, matka o bladej twarzy i szeroko rozwartych oczach.
— Ach, mateczko, jak ty to możesz znieść? — wybuchnęła Rilla głośnym płaczem.
— Rillo, kochanie, od kilku dni wiedziałam, że Władek to uczyni. Miałam dość czasu, aby się przestać buntować i przyzwyczaić do tej myśli. Nie możemy mu stawiać żadnych przeszkód. Ten zew jest potężniejszy i bardziej namiętny od zewu naszej miłości — musiał go usłuchać. Nie wolno nam dolewać goryczy do czary jego poświęcenia.
— Nasze poświęcenie jest większe, niż jego, — szlochała Rilla. — Chłopcy nasi dają tylko siebie, my ich dajemy.
Nim pani Blythe zdążyła odpowiedzieć, Zuzanna wsunęła głowę przez uchylone drzwi, nie troszcząc się nigdy o to, że należy zapukać. Oczy miała czerwone, lecz wypowiedziała tylko zdawkowe zapytanie:
— Czy mam tutaj przynieść śniadanie, pani doktorowo?
— Nie, nie, Zuzanno. Zaraz wszyscy zejdziemy nadół. Czy wiesz, że Władek się zapisał?
— Wiem, pani doktorowo. Pan doktór mi wczoraj o tem powiedział. Sądzę, że Wszechmogący ma swoje powody, skoro pozwala na takie rzeczy. Musimy na to patrzeć z najjaśniejszej strony. Może to go wyleczy wreszcie z tej poezji, — Zuzanna ciągle jeszcze zaliczała poetów i złoczyńców do jednej
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/186
Ta strona została skorygowana.