Zuzanna odwróciła się w ich stronę. Krzyś cofnął rękę i zszedł z ostatniego stopnia.
— Dowidzenia, — rzekł prawie obojętnie. Rilla usłyszała swój głos również obojętnie. Stała i patrzyła za nim, jak szedł ogrodem, mijał bramę i wychodził na drogę. Gdy gęste sosny przysłoniły go, wydała nagle przyciszony okrzyk „Och“, i pobiegła do bramy, szeleszcząc szeroką sukienką. Przechyliwszy się przez bramę, widziała Krzysztofa idącego żwawo drogą, widziała jego wysoką zgrabną postać migającą między drzewami. Gdy doszedł do zakrętu drogi, przystanął, obejrzał się i dostrzegłszy ją, skinął jeszcze raz ku niej ręką. Ona również skinęła w odpowiedzi i zniknął jej z przed oczu na zakręcie.
Rilla stała jeszcze przez chwilę przy bramie, spoglądając na osrebrzone księżycem pole. Przypomniała sobie, jak kiedyś matka mówiła, że ogromnie lubi zakręty na drogach, bo są dziwnie prowokujące i dają dużo podnieceń. Rilla pomyślala, że nie lubi zakrętów. Widziała znikających na zakręcie drogi Jima i Jurka, potem Władka, a teraz Krzysia. Bracia, przyjaciel i ukochany, wszyscy odeszli i może nigdy już nie wrócą. Mimo to ciągle jeszcze Srokaty Kobziarz gra na kobzie ciągle przygrywa swą melodją do tańca śmierci.
Gdy Rilla wolnym krokiem wróciła do domu, Zuzanna ciągle jeszcze siedziała na werandzie przy stole, tonąc w głębokiej zadumie.
— Myślałam teraz, kochanie, o tych dawnych latach w Wymarzonym Domku, gdy przyjeżdżali z wizytą rodzice Krzysztofa. Jim był niemowlę-
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/212
Ta strona została skorygowana.