W kilka dni potem wczesnym rankiem wpadła na Złoty Brzeg Maniusia Pryor, pod pretekstem wykończenia bielizny dla Czerwonego Krzyża, w rzeczywistości jednak, aby pomówić o swych troskach z „sympatyczną“ Rillą. Przyprowadziła ze sobą swego psa, opasłe krótkonożne zwierzę, bardzo bliskie jej sercu, gdyż był to upominek Józia Milgrave, jak jeszcze pies był małym szczenięciem. Pan Pryor wogóle nie znosił psów, lecz w owych czasach patrzył jeszcze łaskawie na Józia, jako kandydata do ręki Maniusi, więc pozwolił jej, aby wychowywała szczenię. Maniusia była tak wdzięczna ojcu za to pozwolenie, że chcąc mu się przypodobać nadała psu imię przywódcy partji liberałów, sir Wilfrida Lauriera, skracając je na Wilfy. Sir Wilfrid rósł rozkwitał i stawał się coraz grubszy. Maniusia psuła go do tego stopnia, że nikt, oprócz niej, psiaka nie lubił. Rilla szczególnie nie znosiła go za to, że przewracał się zawsze na grzbiet i kopał wszystkich zabrudzonemi łapami. Gdy zobaczyła Mamusię o zaczerwienionych oczach, które świadczyły, że musiała przepłakać całą noc, zaprosiła ją na górę do swego pokoju, domyślając się, że Maniusia pragnie z nią pomówić. Poleciła jednak, aby sid Wilfrid został nadole.
— Och, czy nie mógłby także pójść z nami? — szepnęła błagalnie Maniusia. — Biedny Wilfrid nie będzie nam przeszkadzał, a przed domem wytarłam mu dokładnie łapki. On się tak zawsze czuje samotnie w obcem miejscu beze mnie, a jest to jedyna istota żywa, która mi przypomina Józia.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/228
Ta strona została skorygowana.