Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

wyglądała bezbarwnie, po drugie Józio płakał gorzko przez cały czas trwania ceremonii i to ogromnie gniewało Maniusię. Po skończonym ślubie powiedziała nawet do Rilli: „Chwilami chciałabym mu zaznaczyć, że jeżeli czuje się tak źle, to nie powinien był się ze mną żenić. Ale może biedak płacze dlatego, że wkrótce ma się ze mną rozstać“.
Nadomiar wszystkiego, Jaś, który zazwyczaj tak grzecznie zachowywał się przy ludziach, zaczął płakać ni z tego ni z owego, wołając głośno: „Lilia“. Nikt nie chciał się nim zająć, bo wszyscy pragnęli przyjrzeć się ceremonji ślubu, więc Rilla, aczkolwiek była druchną, musiała wśród ceremonji wziąć go na ręce.
Dopełnieniem przykrego nastroju był sir Wilfrid który usadowił się w kącie, za pianinem Maniusi. Gdy ksiądz związywał stułą ręce zaślubionej pary, Wilfrid począł w okropny sposób hałasować. Skomlał i szczekał, a potem wył żałośnie. Nikt nie słyszał ani słowa z tego, co mówił pan Meredith. Nikt nie patrzał na pannę młodą z wyjątkiem Zuzanny, która nie spuszczała z niej oka, uwaga wszystkich zebranych zwrócona była na psa. Maniusia drżała nerwowo, lecz zapomniała o zdenerwowaniu, gdy tylko sir Wilfrid rozpoczął swe przedstawienie. Sądziła, że pies męczy się okropnie, a ona przecież w tej chwili nie może mu przyjść z pomocą.
Rilla mimo płaczu Jasia, usiłowała podtrzymać atmosferę wesela, nie śmiała tylko spojrzeć na panią Angusową, lękając się, że wybuchnie niepowstrzymanym śmiechem.