Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

— Ależ ja nie mam nic przeciwko Rilli, — rzekła Irena, otwierając szeroko oczy. — Krytykuję tylko jej uczucia. Prawdopodobnie ona nie winna temu. Każda z nas przyzna, że Rilla jest urodzoną organizatorką. Organizacja wszelka jest jej żywiołem, a takich ludzi nam potrzeba. Nie patrz tak na mnie, jakbym powiedziała coś obraźliwego, Basiu. Gotowa jestem przyznać ci słuszność, że Rilla jest uosobieniem wszelkich cnót, jeżeli taki pogląd mój ma ci sprawić przyjemność. Cnotą jest również zachowywanie obojętności w obliczu ciosu, który złamałby każdą z nas.
Niektóre z uwag Ireny doszły do wiadomości Rilli, lecz nie dotknęły one jej do takiego stopnia, jak niegdyś. Nie posiadały dla niej w tej chwili żadnego znaczenia. Życie było zbyt ciężkie, aby mieć czas na zwalczanie obraźliwych plotek. Miała tyle tematu do rozmyślań i tyle roboty! Podczas tych długich ciężkich dni i tygodni jesiennych nabrała najwięcej przekonania do pracy. Wieści z wojny nadchodziły coraz gorsze, bo Niemcy przechodzili od zwycięstwa do zwycięstwa nad biedną Rumunią.
— Cudzoziemcy, cudzoziemcy, — mruczała Zuzanna z powątpiewaniem — Rosjanie, czy Rumuni, wszystko jedno ktoby to nie był, są cudzoziemcami i nie można mieć do nich zbytniego zaufania. Po Verdun straciłam wszelką nadzieję. Czy mogłaby mi pani powiedzieć, pani doktorowo, czy Dobruja jest rzeką, górą czy nazwą miasta?