kończył czytać Robinsona Crusoe. Wtorek właściwie był własnością Jima, lecz przywiązany był również bardzo do Władka. Zazwyczaj lubił leżeć przy nim z nosem wsuniętym pod pachę Władzia, poruszając radośnie ogonem ilekroć Władek go pogłaskał. Wtorek nie był ani szkockim owczarkiem, ani też setterem, ani pudlem. Był sobi takim, jak mówił Jim „prostym kundlem“, bardzo prostym, dodawali złośliwi ludzie. Istotnie, Wtorek nie miał wspaniałego wyglądu. Czarne łaty biegły przez żółty grzbiet i jedna z nich zachodziła aż na oko. Uszy miał postrzępione dziwnie, bo trzeba wyjaśnić, że Wtorek niezawsze wychodził zwycięsko ze spraw honorowych. Posiadał on jednak wielką zaletę. Zdawał sobie sprawę, że nie wszystkie psy mogą być piękne, mądre, czy bohaterskie, lecz wiedział dokładnie, że każdy pies może kochać. Wiedział, że od czasu, jak psy istnieją na świecie, w piersi każdego z nich bije oddane i pełne wierności serce. W bronzowych oczach Wtorka odzwierciadlała się głębia jego psiej duszy, posiadania której niektórzy ludzie psom odmawiają. Wszyscy na Złotym Brzegu lubili Wtorka, nawet Zuzanna, aczkolwiek Wtorek niejednokrotnie narażał się pannie Baker, wsuwając się do jej pokoju i lokując wygodnie na jej łóżku.
Rilla tego popołudnia nie była w nastroju do jakichkolwiek sprzeczek.
— Czyż czerwiec nie jest cudownym miesiącem? — zagadnęła spoglądając sennie na srebrne obłoki zawieszone ponad Doliną Tęczy. — Mamy takie bajkowe czasy i taką cudowną pogodę. Jednem słowem cudownie jest pod każdym względem.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/29
Ta strona została skorygowana.