— Biedna Nan, — mówiła pani Blythe, gdy przyszła ta wiadomość. Pani Blythe myślała o własnych szczęśliwych dniach na Zielonem Wzgórzu. Wówczas były całkiem inne czasy. Jakżeż dzisiejsze dziewczęta cierpieć musiały! Gdy Nan w dwa tygodnie później wróciła z Redmond, wychudła jej twarzyczka wskazywała, ile przeżyć miała w ciągu ostatnich dni. John Meredith również się zmienił i nagle postarzał. Flora do domu nie wróciła. Płynęła teraz przez Atlantyk, jako polowa sanitariuszka Czerwonego Krzyża. Di chciała także z nią jechać, lecz ojciec ze względu na spokój matki stanowczo jej tego zabronił. Di więc po krótkiej wizycie w domu powróciła do pracy swej w Czerwonym Krzyżu w obozie Kingsport.
W maleńkich wąwozach Doliny Tęczy rozkwitły pierwiosnki. Rilla przyglądała im się ze smutkiem. Jim zawsze pierwsze pierwiosnki przynosił matce; potem, gdy poszedł na front, Władek go w tej czynności zastępował. Zeszłej wiosny Shirley przyniósł pierwiosnki, a teraz Rilla powinna była zastąpić chłopców. Lecz nim jeszcze zdążyła zamiar swój wprowadzić w czyn, pewnego popołudnia zjawił się na Złotym Brzegu Bolcio Meredith niosąc całe naręcze świeżych delikatnych kwiatków. Wbiegł na stopnie werandy i złożył pierwiosnki na kolanach pani Blythe.
— Dlatego, że Shirleya niema i niema kto ich pani przynieść, — rzekł rezolutnie, zawstydzony nieco.
— Więc ty pomyślałeś o tem, drogi chłopcze, — wyszeptała Ania drżącemi ustami, spoglądając na
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/290
Ta strona została skorygowana.