Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

— Ja się trochę inaczej zapatruję, — rzekła panna Oliver z westchnieniem. — Uważam to za coś złowróżbnego. Dobro jest darem bogów, pewien rodzaj wynagrodzenia za to, co ma nastąpić. Tak często już się z tem stykałam, że nie przejmuję się, gdy ludzie mówią, że im jest dobrze. Mimo to jednak czerwiec naprawdę był cudowny.
— Oczywiście nie był bardzo podniecający, — rzekła Rilla. — Jedyną sensacją, jaką mieliśmy w Glen od lat wielu było zemdlenie panny Mead w kościele. Czasami chciałabym, aby nastąpiło coś dramatycznego, coś, o czem długo można myśleć.
— Lepiej nie życz sobie tego. Dramaty zazwyczaj mają pewną gorycz w sobie. Będziecie mieli piękne i wesołe lato! A ja będę się nudzić w Lowbridge!
— Często będzie pani stamtąd wyjeżdżać, nieprawdaż? Zapowiada się kilka zabaw tego lata, chociaż przypuszczam, że w tem nie będę brała udziału, jak zwykle. Czyż to nie jest straszne, że ciągle uważają mnie za małą dziewczynkę?
— Zdążysz jeszcze być dorosłą, Rillo. Niech lepiej dzieciństwo twoje trwa jak najdłużej. I tak zbyt szybko ono mija. Wkrótce zakosztujesz życia aż do przesytu.
— Zakosztuję życia! Jabym chciała je pochłaniać, — zawołała Rilla ze śmiechem. — Pragnęłabym wszystkiego, wszystkiego, co tylko dziewczyna posiąść może. W przyszłym miesiącu skończę piętnaście lat i wtedy nikt już chyba nie powie, że jestem dzieckiem. Słyszałam kiedyś, że lata między piętnastym i osiemnastym rokiem są najlepszemi latami