Reszta popłynęła w łodzi Józia przed piętnastu minutami. Widzisz, mijają właśnie wielki filar. Nie wsiadłam na łódź, bo się boję morskiej choroby. Postanowiłam pójść do domu piechotą. Niedaleka droga, zaledwie półtorej mili. Myślałam, że tyś razem z nimi poszła. Gdzie byłaś?
— Na skałach z Janką i Maniusią Crawford. Och, czemuż mnie nie zawołali?
— Szukali cię, lecz nigdzie nie mogli cię znaleźć. Wreszcie doszli do wniosku, żeś pojechała inną łodzią. Ale się nie martw. Możesz zostać u mnie na noc, a na Złoty Brzeg zatelefonujemy, gdzie jesteś.
Rilla doszła do wniosku, że istotnie nie miała innego wyjścia. Wargi jej drżały i łzy napływały do oczu. Wstrzymywała się wszelkiemi siłami nie chcąc, aby Mary Vance zauważyła, że płacze. Jak mogli o niej zapomnieć! Pomyśleć, że nikt nawet nie zadał sobie trudu, aby ją odnaleźć, nawet Władek się o nią nie troszczył. Nagle przypomniała sobie.
— Moje buty. — zawołała. — Zostawiłam je w łodzi.
— Dobra jesteś, — mruknęła Mary. — Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tak bezmyślnego stworzenia. Poproś Halinkę Lewison, żeby ci pożyczyła parę butów.
— Nie będę jej prosić, — zawołała Rilla, bo nie lubiła bardzo Halinki. — Pójdę boso.
Mary wzruszyła ramionami.
— Jak chcesz. Duma zawsze musi cierpieć. Nauczy cię to stateczności. Zatem ruszamy.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/62
Ta strona została skorygowana.