Wyruszyła w drogę. Lecz „wyruszyć“ nie było tak łatwo w srebrnych, przyciasnych nieco pantofelkach, na wysokich francuskich obcasach. Rilla szła kulejąc i jęcząc z bólu, aż wreszcie dotarły do drogi portowej. Nie mogła iść dalej w tych pantoflach. Ból stawał się coraz bardziej dotkliwy. Zdjęła pantofle i jedwabne pończoszki, poczem swobodniej już poczęła iść boso. Marsz na bosaka również nie był przyjemny. Rilla miała nogi bardzo wrażliwe i za każdym krokiem jęczała, stąpając po drobnych kamykach. Napuchnięte pięty piekły coraz bardziej. Fizyczny ból jednak nie był niczem w porównaniu z moralnem samopoczuciem. Ładna historia! Powinien ją teraz zobaczyć Krzysztof Ford, jak idzie kulejąc i fala krwi ustawicznie napływa jej do twarzy! Och, cóż za straszne cierpienia, które są niejako zakończeniem przyjemnej zabawy! Wstrzymywała się od płaczu, bo to przecież byłoby okropne. Nikt się o nią nie troszczył, nikogo nie obchodziła. Może wreszcie zmartwią się, jak się zaziębi i rozchoruje po tym marszu na bosaka. Ukradkiem ocierała łzy szalikiem, bo chusteczka zapodziała się gdzieś razem z butami. Nie mogła jednak powstrzymać głuchego łkania. Coraz gorzej i gorzej!
— Przeziębiłaś się chyba, czy co, — zauważyła Mary. — Nie powinnaś była siedzieć tak długo na skałach. Matka już tak prędko nie wypuści cię z domu, możesz być pewna! Ale przyjęcie było wspaniałe. Lewisonowie umieją urządzać zabawy, trzeba im to przyznać, chociaż nie powiem, żebym tak bardzo kochała Halinkę. Poprostu poczerniała
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/63
Ta strona została skorygowana.