na twarzy, jak ujrzała ciebie tańczącą z Krzysiem Fordem. Tak samo ta mała czarownica, Elżunia Reese! Cóż to za flirciara!
— Nie uważam, żeby była taką flirciarą, — rzekła Rilla słabym głosem, pociągając nosem z rozpaczą.
— Inaczej będziesz mówić, jak poznasz lepiej mężczyzn, — rzekła Mary tonem dorosłej osoby. — Pamiętaj, że nie należy im wierzyć. Krzyś Ford także potrafi blagować. Trzeba mieć więcej sprytu, moje dziecko.
To matkowanie i moralizatorski ton Mary Vance były nie do zniesienia! Nieznośny również był spacer po kamienistej drodze z pęcherzami na bosych stopach! A jeszcze bardziej nieznośne było uczucie, że się niema chusteczki, wówczas, gdy łzy napływają coraz bardziej do oczu!
— Nie myślę... — wybąkała... — zupełnie o Krzysztofie...
— Nie masz się czego obrażać, mała. Zawsze trzeba przyjmować rady starszych osób. Widziałam, jak wyrwałaś się na wybrzeże z Krzysiem i dość długo tam siedziałaś. Matka twoja nie byłaby zadowolona, gdyby o tem wiedziała.
— Wszystko mamie opowiem... i pannie Oliver... i Władziowi, — wyszeptała Rilla, łkając. — A tyś nie siedziała przez dwie godziny na schodkach z Millerem Douglasem, Mary? Coby pani Elliott na to powiedziała?
— Och, nie mam zamiaru się z tobą kłócić, — zawołała Mary tonem wyższości. — Muszę ci tylko
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/64
Ta strona została skorygowana.