wojnie, nagle zadźwięczał telefon. Telefonował ktoś z Charlottetown do Jima. Gdy skończył rozmowę i zawiesił słuchawkę, wrócił do pokoju z rozgorzałą twarzą i błyszczącemi oczami. Zanim jeszcze zdążył wypowiedzieć słowo, twarze matki, Nan i Di pobladły. Co do Rilli — to po raz pierwszy w życiu słyszała wyraźnie bicie własnego serca i uczuła dziwne dławienie w gardle.
— Ojcze, zaciągają ochotników w mieście, — rzekł Jim. — Dwudziestu już się zaciągnęło. Dziś wieczorem i ja się zapiszę.
— Och, mały Jim, — zawołała pani Blythe z rozpaczą. Nie nazywała go tak od wielu lat, od owego dnia, kiedy zapowiedział jej, że przestał być dzieckiem. — Och... nie... nie... mały Jim.
— Muszę, mateczko. Mam słuszność, prawda, ojcze? — zapytał Jim.
Doktór Blythe wstał. Twarz jego była również blada, a głos drżał dziwnie. Lecz doktór Blythe się nie wahał.
— Tak, Jim, tak, jeżeli tak czujesz...
Pani Blythe ukryła twarz w dłoniach. Władek spoglądał ponuro na swój talerz. Nan i Di ściskały się za ręce. Shirley usiłował zachować spokój. Zuzanna siedziała oniemiała nad kawałkiem niedojedzonego pasztetu, leżącego na talerzu. Pasztetu tego nie zjadła już potem, chociaż zdaniem Zuzanny nie zjedzenie wszystkiego, co się ma na talerzu, było obrazą dla reszty towarzystwa. Tym razem Zuzanna nie zdawała sobie sprawy z tego, co czyni.
Jim skierował się znowu do telefonu.
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/68
Ta strona została skorygowana.