dorosłą. Uspokajali i wspomagali się wzajemnie. Władek przy końcu tego wieczoru doszedł do wniosku, że wojna nie była tak straszna, a Rilla odczuwała niezwykłe zadowolenie mogąc go pocieszyć. Była jednak komuś potrzebna na świecie.
Gdy wrócili na Złoty Brzeg zastali gości siedzących na werandzie. Z plebanji przyszli państwo Meredith, a z odległej farmy państwo Douglas. Kuzynka Zofja była również i siedziała w drzwiach jadalni razem z Zuzanną. Pani Blythe, Nan i Di nie było w domu, lecz był za to dr. Blythe i dr. Jekyll, który zajął swe zwykle miejsce, na górnym stopniu werandy. Oczywiście wszyscy rozmawiali o wojnie z wyjątkiem dr. Jekylla, który posiadał własne zmartwienia i spoglądał w przestrzeń z taką zadumą, jak tylko koty to potrafią. W ostatnich dniach, gdy się zebrało dwoje ludzi, to musieli koniecznie rozmawiać o wojnie, a stary Hieronim Sandy z za Portu mówił o niej nawet sam ze sobą, nie pozostawiając suchej nitki na Kaiserze. Władek wymknął się szybko, nie chcąc, aby go dostrzeżono, Rilla zaś siadła na schodkach werandy, wdychając zapach kwiatów, płynący z ogrodu. Wieczór był chłodny, księżycowy i spokojny. Czuła się dzisiaj o wiele szczęśliwsza, niż podczas dni ostatnich. Nie męczyła jej już myśl, że Władek zaciągnie się do wojska.
— Sambym poszedł, gdybym był o dwadzieścia lat młodszy, — krzyczał Norman Douglas. Norman zawsze krzyczał w chwilach podniecenia. — Dopiero pokazałbym Kaiserowi! Czy nie mówiłem zawsze, że to jest piekło? Oczywiście, że piekło tu-
Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/79
Ta strona została skorygowana.